Jak już zapewne wiecie, w Polsce uprawiamy winorośl i produkujemy wino, ale z każdej możliwej strony słyszymy, że nasz kraj piwem i wódką (kiedyś miodem) stoi. My Słowianie, nie da się ukryć, to naród lubujący się w browarniczych trunkach i alkoholach mocnych.
Czy winiarska historia Polski narodziła się dopiero 20 lat temu, a kultura picia wina jest czymś nowym? Czy winorośl nigdy nie była tu uprawiana? Czy nasi przodkowie nigdy polskiego wina nie pili? Sprawa jest dość skomplikowana. Jeśli interesują cię odpowiedzi na te pytania, zapraszam do lektury.
Zacznijmy od tego, że nie można nazwać Polski krajem kultury winiarskiej. Nigdy nie była, nie jest i prawdopodobnie nie będzie. Związane jest to z ilością słońca, nastawieniem obywateli, patriotyzmem, słowiańską krwią płynącą w żyłach i wieloma innymi czynnikami. Pewnych rzeczy się nie zmieni. Podstawowy napój na południu Europy u nas jest czymś, co kojarzone jest z zamożnością (ma to swoje podłoże historyczne, ale o tym później). Jesteśmy krajem piwa, które oprócz miodu pitnego, zawsze lało się strumieniami na biesiadach. Kiedy zaczęła się u nas historia wina? Czy było to w pamiętnym 966 roku?
Winorośl jako gatunek dotarła na tereny Polski na długo przed pojawieniem się tu człowieka, bo już w oligocenie (34-24 mln lat temu). Wykopaliska archeologiczne dowodzą, że około 500 tysięcy lat wstecz człowiek zamieszkujący te tereny żywił się dzikimi winogronami, a jego organizm potrafił już częściowo rozkładać alkohol. Ponieważ słyniemy z gościnności, za sprawą przybyszów z innych części świata pradawny Polak z czasem nauczył się wyrabiać wino z dzikiej winorośli (Vitis vinifera sylvestris). Jednak piwo i miód miały wyższą kaloryczność, więc wino nie zyskało na popularności. Winorośl uprawna (Vitis vinifera sativa) pojawiła się u nas wraz z rozwojem rolnictwa, ale to rozkwit handlu w VII w. p.n.e. przyczynił się do tego, że na tereny Polski dotarła technologia produkcji win i jakościowe wina z południa Europy. W I w. p.n.e. za panowania germańskiego władcy Marboda na terenach na zachód od Wisły uprawiano winną latorośl i wyrabiano z niej trunki, aby osłabić rzymski handel i zachwiać ich gospodarką. Już wtedy wino było u nas traktowane jako napój elitarny, dla cesarza, władcy, a piwo jako trunek pospólstwa i barbarzyńców. Wraz z nadejściem ciemnych wieków i ochłodzeniem klimatu uprawa winorośli zaczęła zanikać, aż całkowicie wycofała się z terenów Polski. Powrót na te ziemie nastąpił mniej więcej w momencie powstania Państwa Wielkomorawskiego w IX w., w którego skład wchodziło południe Polski.
W momencie przyjęcia wiary chrześcijańskiej Państwo Piastów weszło do kręgu cywilizacji zachodu. Benedyktyni i cystersi wraz z religią przynieśli też winną latorośl. Chrześcijański obrządek religijny ma to do siebie, że każdorazowo wykorzystuje się w nim wino, stąd też przy nowo budowanych świątyniach sadzono winnice. Ponadto zakładano osady służebne, które były wyspecjalizowane w jego produkcji. Tak powstały na terytorium Polski m.in. Winiary i Winna Góra. Rozkwit polskiego winiarstwa datuje się na XIV w. i choć chrześcijaństwo potrzebowało czasu, aby rozprzestrzenić się po Polsce, to uprawa winorośli i spożywanie wina były już dobrze opanowane za panowania Mieszka I.
Wiek XVI to moment, w którym uprawa winorośli chyli się ku upadkowi. Jest to następstwem oziębienia klimatu i rosnącą popularnością zbóż, których produkcja była tańsza, prostsza i mniej wymagająca odnośnie do temperatur. Jednak wino nie znika z pańskich stołów, wręcz przeciwnie – staje się importowanym towarem luksusowym. XVII w. to czas, gdy w polskich domach goszczą wina sprowadzane z Węgier, Hiszpanii, Francji, Niemiec, Grecji i innych południowych krajów. Polskie winnice, ze względu na ochłodzenie klimatu, a przez to spadek jakości produkowanych win, nie wytrzymały konkurencji. Ciekawostką jest, że początkowo trunki węgierskie uważano za najlepsze. Były słodkie i wpisywały się idealnie w kanon smakowy znany Polakom np. z miodów pitnych (można wnioskować, że po dziś dzień słodycz w winie, tak lubiana przez Polaków, jest następstwem tego faktu zakodowanym w genach). Francuskie wytrawne wina nazywane były wówczas kwaśnymi cienkuszami. Zmiany nastąpiły, gdy Holendrzy zaczęli dostarczać francuskie towary winne do Gdańska – wzmacniali je i dosładzali, aby trafić w gusta polskich klientów. Z biegiem czasu nastąpił odwrót od słodkich węgrzynów (win węgierskich) i podążanie za francuską modą. Coraz częściej w polskich piwnicach pojawiają się butelki z Bordeaux, Szampanii czy starzone burgundy. Należy tutaj wspomnieć, że winiarstwo we Francji przeżyło rewolucję i od podłych kwaśnych win wzniosło się na szczyt jakościowy w Europie. W XVIII w. ważną decyzją przy zaopatrywaniu swojej piwnicy przez polskiego arystokratę była elitarność trunku, czyli jego miejsce pochodzenia, konkretny region czy też rocznik, co pozwalało podkreślić jego miejsce w hierarchii społecznej. Wiek ten to też moment, kiedy do Polski przybywa moda na szampana. Stał się on towarzyszem tokaja na wykwintnych przyjęciach, gdzie wino węgierskie podkreślało przywiązanie do polskiej, a jakże, sarmackiej tradycji, a szampan trendy i otwartość na modę z zachodu.
Dziś spożycie wina w Polsce rośnie. Mimo historycznych zawirowań należymy do kręgu cywilizacji zachodu. Winiarstwo było praktykowane nawet wtedy, gdy naszego kraju nie było na mapie. Polacy zakładali winnice w różnych częściach świata, czego przykładem może być Ignacy Jan Paderewski i jego winnica w Kalifornii, Florian Bilicki i winnica w Tokaju czy Władysław Jackowiak i winnica w Szampanii. Nie jesteśmy drugą Toskanią i nigdy nie będziemy. Jesteśmy Polską i budujemy własną winiarską historię.
Kilka dni temu, w naszych progach BARaWINO odbyła się Kolacja Niepodległościowa, podczas której mieliśmy przyjemność degustować polskie wina w towarzystwie tradycyjnej polskiej kuchni. Takich wydarzeń nam trzeba!
Mateusz Hudyka