O tym jak ważne jest doświadczenie w pracy z winem nikogo chyba przekonywać nie trzeba. Jednak szczególnego znaczenia doświadczenie ów nabiera na okoliczność najlepszego bodaj polskiego rocznika, który szczęśliwie przypadł na okrągłą rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości.
To było historyczne lato w naszym kraju. Statystyka mówi, że jeszcze nigdy nie było tu tak gorąco, a średnia temperatur była wyższa nawet od tej w roku 1992, kiedy o profesjonalnej uprawie winorośli i produkcji wina nikt jeszcze nad Wisłą i Odrą nie myślał. Najcieplejszym miesiącem w 2018 był sierpień, gdy średnia temperatura w największym zagłębiu polskiego winiarstwa – czyli w okolicach Zielonej Góry – wyniosła aż 22 stopnie Celsjusza, co było najwyższym wynikiem w skali całego kraju.
Plony winogron były więc dużo większe niż przed rokiem, co oczywiście, bezpośrednio przełoży się na ilość finalnego produktu, który m.in. z powodu mniejszego zagrożenia chorobami grzybiczymi (mała ilość opadów), powstał ze znacznie zdrowszego i dojrzalszego fizjologicznie (duża ilość dni słonecznych) surowca. Wyjątkowe lato sprawiło też, że wielu polskich winiarzy stanęło w obliczu wyzwania, z którym do tej pory nie mieli do czynienia – chodzi mianowicie o nadmiar cukru w owocach. Z tym poradzono sobie jednak bez problemu przyspieszając termin zbioru lub produkując wina ze sporą zawartością cukru resztkowego – jakże powszechnych dla sąsiednich krajów winiarskich jak Niemcy, gdzie klasyfikacja jakościowa jest wręcz oparta na zawartości cukru, czy Czechy, które znacznie dłużej od nas pracują na swoje miejsce w światowym winiarstwie. Również owoce odmian szlachetnych nie miały żadnego problemu z osiągnięciem pełnej dojrzałości i można się spodziewać, że w przyszłym i jeszcze kolejnym roku na rynek trafią prawdziwe perełki, których będzie można skosztować o wiele łatwiej niż dotychczas.
Mimo że chyba zbyt wcześnie jest mówić o potencjale naszych win do dłuższego przechowywania w piwniczce, to wydaje się, że istnieje szansa, że za kilka, a może nawet i kilkanaście (oby!) lat będziemy mieli sposobność kolejne rocznice świętować trzymając w ręku kieliszek polskiego wina z doskonałego rocznika 2018. Ten szczególny rok na pewno stanowić będzie wielką wartość dodaną. Nie tylko zweryfikuje on bowiem winiarski kunszt rodzimych producentów, którzy pod presją dynamicznie rozwijającego się rynku wina w Polsce, będą chcieli pokazać się z jak najlepszej strony i dostarczyć klientom produktów naprawdę wysokiej klasy, ale również przyniesie bezcenną wiedzę i ponownie zachęci tych, który swój dotychczasowy kontakt z polskim winem mieli raczej traumatyczny. Niewątpliwie nadarzyła się ku temu wyjątkowa okazja.
Wracając do Zielonej Góry. Dużym optymizmem napawa fakt, że podczas najstarszego konkursu win polskich, który miał niedawno miejsce w tamtejszej palmiarni, okazało się, że mimo trudnego rocznika jakim był 2017, poziom konkursowych win znacznie się podniósł w stosunku do tych z ubiegłych lat. Przyszłoroczna edycja zapowiada się zatem bardzo ekscytująco ponieważ niemal na pewno poprzeczka ustawiona zostanie znacznie wyżej, ale również z powodu dużego prawdopodobieństwa pojawienia się nowych graczy, którzy do tej pory pozostawali w ukryciu.
Jako podsumowanie niech posłuży zatem parafraza z nieśmiertelnego klasyka Sylwestra Chęcińskiego – plon, plonem, ale jakość musi być po naszej stronie.
Tomasz Macewicz
fot. dzięki uprzejmości Winnogóra – Winnica w Ogrodzie
Tomasz Macewicz
Miłość do wina odziedziczył po rodzicach, którzy prowadzą niewielką winnicę. Absolwent pierwszego rocznika studiów podyplomowych z wiedzy o winie w warszawskim Collegium Civitas. Interesują go głównie wina Polski i Nowej Zelandii, a także historia winiarska Zielonej Góry, z której pochodzi. Jego pasją jest gra na fortepianie, muzyka Chopina oraz jazda zabytkowym fiatem 125p.