Mówi się, że pierwsze wino zrobiła kobieta. Miało to miejsce w czasach, w których zbieraniem owoców zajmowała się głównie płeć piękna. Grona umieszczone w naczyniu po pewnym czasie sfermentowały i można przypuszczać, że dały sporo radości osobie, która je zjadła. Nie wiemy dokładnie gdzie powstało pierwsze wino, ale najprawdopodobniej były to okolice Europy. W czasach starożytnej Grecji i Rzymu sfermentowany sok z winogron na dobre zadomowił się w Europie, w bardzo różnych sferach życia. Stary Świat nierozerwalnie połączył swój los z winem.
Ogromna większość odmian winorośli pochodzi z krajów Europy. Podobnie sprawa się ma z wiedzą dotyczącą prowadzenia winnicy i enologii. Ale Europa nie ma monopolu na wytwarzanie wina. Przekonuje się o tym cały czas od kilkuset lat. Od kiedy osadnicy przywieźli ze sobą sadzonki Vitis vinifera (winorośli właściwej, z której owoców robi się wino) na nowe kontynenty, powstają winnice w Dolinie Centralnej, pustynnej Mendozie, Kalifornii czy Marlborough. Linia między Nowym i Starym Światem stała się jedną z ważniejszych granic w przemyśle winiarskim. Wciąż trudno w to uwierzyć niektórym winiarzom choćby z Francji, która sama siebie widzi jako ojczyznę wina. Rzeczywiście niełatwo jest porównywać tysiące lat tradycji z raczkującymi winnicami na przykład Nowej Zelandii, która pierwsze winorośla posadziła w XIX wieku.
Potrzeba dużo czasu, żeby nauczyć się robić dobre wina. Wiedzą o tym szczególnie producenci ze starych regionów winiarskich, w których po wielu niepowodzeniach, próbach i błędach odkryto idealną odmianę lub sposób prowadzenia winorośli. Stąd początki winiarstwa w Nowym Świecie nie dawały arcydzieł. Sytuacja zmieniała się wraz z rozwojem infrastruktury, dostępnością wiedzy i inwestycjami winiarzy z Europy za oceanem. Dzisiaj najlepsi producenci z Nowej Zelandii czy USA konkurują z Francją i Włochami o najwyższą półkę cenową. Kraje Nowego Świata skutecznie wykorzystały swoje mocne strony; świetne warunki klimatyczne i skuteczny marketing. Choć Europa jest nadal odpowiedzialna za większość światowej produkcji wina, nowe kraje wypracowały niepodważalne miejsce na sklepowych półkach i w kartach restauracji. Wielu konsumentów odwróciło się od Europy, wraz z jej złożonym systemem apelacji, mnóstwem odmian i tajemniczym „terroir”. Nie przekonuje ich nawet to, że w Europie jest więcej niezależnych, rodzinnych winnic, które odcinają się od winiarskiego przemysłu na wielką skalę kojarzonego raczej z Nowym Światem. Winiarze ze starego kontynentu, choć czasami obrażeni, muszą walczyć o przeżycie. Sprzedaż wina w ich krajach spada, a Europa stara się opanować problem nadprodukcji. W tej sytuacji korzysta Polska, która staje się perspektywicznym rynkiem zbytu. A Polacy mogą dzisiaj swobodnie wybierać z szerokiego spektrum tytułów dostępnych w sprzedaży.
Ścieżka początkującego winomana biegnie czasami od beczkowych shirazów i chardonnay z Australii czy RPA po niszowe apelacje Europy. Mimo szerokiej dostępności, wina Nowego Świata potrafią być monotonne. Osoby lubiące odkrywać zwracają się przeważnie w stronę zasnutych przez klasyfikacje regionów Europy. Dla innych możliwość wirtualnej, winiarskiej podróży przez kontynenty jest ważnym aspektem wina. Dopóki globalizacja, której symbolem mogą być tak zwani latający winemakerzy, nie zniweluje wszystkiego do jednego mianownika, butelki Europy i Nowego Świata będą się różniły więcej niż tylko zwierzątkiem na etykiecie.
Jan Czyż
Jan Czyż
Od kilkunastu lat degustuje i szkoli. Ukończył studia winiarskie Master International Vintage. Interesuje się marketingiem wina w sieci oraz globalnymi trendami winiarskimi. Lubi wina codzienne, szczególnie z południa Francji.